Niezrealizowane Życie: „Chcę Wreszcie Żyć Dla Siebie, Nie Tylko Dla Rodziny”
Nazywam się Elżbieta i mam 70 lat. Siedząc w moim małym, zagraconym mieszkaniu, nie mogę przestać myśleć o życiu, które przeżyłam — a raczej o życiu, którego nigdy naprawdę nie przeżyłam. Całe moje istnienie było poświęcone rodzinie, a teraz, gdy zbliżam się do zmierzchu mojego życia, ogarnia mnie głęboka, nieprzemijająca depresja.
Wyszłam za mąż młodo, w wieku 20 lat, za moją szkolną miłość, Jakuba. Byliśmy zakochani, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jakub był dobrym człowiekiem, ale miał swoje marzenia, które nie zawsze mnie obejmowały. Chciał być odnoszącym sukcesy biznesmenem, a ja chciałam go wspierać. Więc odłożyłam swoje marzenia na bok. Chciałam być pisarką, podróżować po świecie i opowiadać historie, które inspirowałyby innych. Ale te marzenia zostały odłożone na półkę, zastąpione obowiązkami bycia żoną, a wkrótce potem matką.
Nasze pierwsze dziecko, Kamil, urodziło się, gdy miałam 22 lata. Był pełen energii, ale kochałam go bardzo. Dwa lata później urodziła się nasza druga córka, Ania. Moje dni były wypełnione zmienianiem pieluch, odwożeniem do szkoły i niekończącymi się domowymi obowiązkami. Jakub zawsze był zajęty pracą, a ja musiałam zarządzać domem. Na początku mi to nie przeszkadzało; kochałam moje dzieci i chciałam dać im jak najlepsze życie. Ale z biegiem lat zaczęłam odczuwać narastającą pustkę.
Kiedy Kamil i Ania byli nastolatkami, biznes Jakuba zaczął się rozwijać. Częściej podróżował, a ja zostałam sama, aby wychowywać nasze dzieci. Próbowałam z nim rozmawiać o swoich uczuciach, o tym, jak czuję, że tracę siebie, ale zawsze mnie zbywał, mówiąc: „To tylko faza, Elżbieto. Wszystko się ułoży.”
Ale się nie ułożyło. Kamil poszedł na studia, a Ania wkrótce po nim. Myślałam, że może, tylko może, wreszcie będę mogła zacząć żyć dla siebie. Ale wtedy nadeszła tragedia. Jakub został zdiagnozowany z rakiem, a nasz świat się zawalił. Stałam się jego główną opiekunką, ponownie odkładając swoje marzenia na bok. Walczył dzielnie, ale po dwóch latach zmarł.
Miałam 55 lat, byłam wdową z dorosłymi dziećmi, które miały swoje własne życie. Myślałam o realizacji swoich marzeń, ale czułam się winna. Kamil właśnie się ożenił, a Ania spodziewała się pierwszego dziecka. Potrzebowali mnie, a przynajmniej tak mi się wydawało. Więc przeprowadziłam się bliżej nich, stając się oddaną babcią dla moich trzech pięknych wnuków.
Lata mijały, a ja nadal stawiałam potrzeby rodziny przed swoimi. Patrzyłam, jak moi przyjaciele podróżują, realizują hobby i żyją pełnią życia. Zazdrościłam im, ale nie mogłam się uwolnić od roli, którą odgrywałam tak długo.
Teraz, mając 70 lat, siedzę sama w tym mieszkaniu, a moje dzieci i wnuki żyją swoim życiem. Kocham ich bardzo, ale nie mogę pozbyć się głębokiego poczucia żalu. Nigdy nie zostałam pisarką, o której marzyłam. Nigdy nie podróżowałam po świecie. Nigdy nie żyłam dla siebie.
Depresja zawładnęła mną, a niektóre dni są tak ciężkie, że trudno mi wstać z łóżka. Chodzę na terapię, ale ciężar niespełnionych marzeń jest trudny do zniesienia. Staram się znaleźć radość w drobnych rzeczach, jak czytanie dobrej książki czy spacer po parku, ale to nie wystarcza.
Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale wiem jedno: nie chcę, aby ktokolwiek inny popełnił te same błędy, co ja. Jeśli to czytasz, proszę, nie czekaj, aż będzie za późno, aby żyć dla siebie. Realizuj swoje marzenia, bez względu na to, jak duże czy małe. Nie pozwól, aby życie cię ominęło.